Medycyna naturalna: Jedną z podstawowych potrzeb emocjonalnych człowieka jest potrzeba bezpieczeństwa. To główna przyczyna niechęci do zmian. Warto dodać - jakichkolwiek zmian.
Dla naszej podświadomości, która nie ma wbudowanego systemu wartości, każda zmiana jest traktowana tak samo, jako utrata „pewności i komfortu”. Dlatego tak boimy się je utracić, gdy nie mamy zupełnej pewności, jakie będą skutki wejścia w nową sytuację. Nawet jeśli rzeczywistość, w której tkwimy, nie jest korzystna, strach przed niewiadomym bywa na tyle silny, że powstrzymuje przed działaniem.
Lęk przed utratą bezpieczeństwa jest tym, co nas powstrzymuje przed pozytywną zmianą. A gdy pojawia się lęk i strach, nie ma miejsca na logiczne myślenie i analizę. Nasz mózg wyłącza te dwie czynności i przygotowuje nas do walki lub ucieczki. Lęk przed zmianą nie jest obiektywny, tylko subiektywny, a to oznacza, że ta sama sytuacja może być zupełnie inaczej postrzegana przez różne osoby. Mało tego, może być postrzegana również inaczej przez nas samych, jeżeli znajdujemy się w tej samej sytuacji, ale w innym stanie emocjonalnym. Bo rzeczy są takie, jak o nich myślimy. To jakie nadajemy im znaczenia wpływa na to, jak je widzimy. Naprawdę, to myślimy i wyobrażamy sobie coś, czego jeszcze nie ma, ale emocje, które wtedy uruchamiamy, są prawdziwe.
No to może mały, ale jakże znamienny przykład. Wiele osób, które czyta ten felieton uważa, że zarabiają za mało w pracy, że są niedoceniane przez szefa.
Jeżeli, mimo wszystko, lubicie tę pracę, daje wam satysfakcję, to mam jedyną, wielokrotnie sprawdzona propozycję - idźcie do działu osobowego i w sposób jak najbardziej oficjalny złóżcie wypowiedzenie!
W tym momencie zapewne myślicie, że autorowi felietonu coś się stało z głową. Jeśli tak, to znaczy, że jeszcze nic się nie wydarzyło, a wy już się boicie. Mało tego, gdy o tym myślicie, spada wasza samoocena, zmniejsza się poczucie własnej wartości. Pojawia się myśl: To nie dla mnie, to bez sensu. Nie rozumiem co mi to da?
Jeżeli ktoś propozycję zmiany pracy oceni jako zagrożenie, to znaczy, że pojawił się też stres i kolejna myśl: Nie znajdę nowej, nie dam sobie rady, mam zbyt małe doświadczenie, żeby szukać czegoś innego.
Lęk i strach rzutują na nasze myśli i paraliżują działania, a najbliższe otoczenie na pewno utwierdzi was w przekonaniu, że lepiej nie ryzykować. Jeżeli jednak odrzucimy paraliżujące emocje i włączymy logiczne myślenie, to co może się wydarzyć?
Jeżeli wasza diagnoza była trafna i jesteście rzeczywiście tak dobrymi pracownikami jak myślicie i wasze kwalifikacje są rzeczywiście wysokie, to zostaniecie zaproszeni do dyrektora, który po prostu zapyta: O co chodzi? Dlaczego się zwalniasz? A wówczas bądźcie przygotowani na jasną, konkretną odpowiedź. Bądźcie asertywni i wyraźnie wyartykułujcie to, o co naprawdę chodzi, przygotowując wcześniej rzeczowe argumenty, które wskazują wyraźnie, że wynagrodzenie jest nieadekwatne do odpowiedzialności, umiejętności, pozycji w firmie. Ważne jest także przedstawienie waszym zdaniem właściwego wynagrodzenia za pracę.
Dlatego, na wszelki wypadek trzeba mieć przygotowane drugie pismo z prośbą o przyjęcie na to samo stanowisko, ale z proponowanym nowym wynagrodzeniem. Po tej ważnej rozmowie, która komuś o was przypomni, zapewne dostaniecie podwyżkę. Po prostu, jeżeli wy nie dbacie o swoje sprawy, to dlaczego miałby to robić ktoś inny?
Jeżeli wasze podanie o zwolnienie zostanie przyjęte to znaczy, że i tak nie było czego szukać w tej firmie. Nigdy nie dostalibyście awansu i podwyżki. Zresztą, nie ma co grać w drużynie, która strzela sobie bramki samobójcze, pozbywając się najlepszych zawodników, tzn. pracowników takich jak wy.
Jednak decyzja o takim kroku, o zmianie, musi być zgodna z waszym wewnętrznym przekonaniem. Jeżeli macie poczucie, że robicie coś wbrew sobie, lepiej odpuścić, bo cena może okazać się zbyt wysoka. Ale wtedy może okazać się, że tak naprawdę nie chcecie tej zmiany.
Jest to postępowanie sprawdzone przeze mnie wiele razy, również na sobie. Zawsze z pozytywnym skutkiem i niezależnie czy dotyczyło tzw. budżetówki, czy firm prywatnych. W jednym przypadku autor wypowiedzenia dostał natychmiast 35 proc. podwyżki i przeszeregowanie o cztery grupy. Innym razem właścicielka jednoosobowej firmy rachunkowo-księgowej, która „wymówiła” swoim klientom, uważając że jest zbyt dobra i poświęca zbyt dużo czasu ich firmom, bez problemu uzyskała 200 proc. wzrost opłat za swoje usługi.
Ale najdziwniejsza była sytuacja pewnej sprzedawczyni w prestiżowym butiku z ekskluzywną odzieżą damską. Będąc osobą miłą, otwartą, uprzejmą i lubiącą swoją pracę, starała się jak najlepiej obsłużyć każdą klientkę. Sklep funkcjonował znakomicie zdobywając sobie renomę, pozycję na rynku i stałe zasobne w gotówkę klientki. Jako osoba inteligentna zauważyła szybko, że to ona robi praktycznie całe obroty wśród trzech pozostałych sprzedawczyń. Zwróciła na to uwagę właścicielowi, prosząc o niewielki dodatek związany z jej zaangażowanie i wkładem w codzienną sprzedaż. Właściciel odmówił, nie widząc podstaw do różnicowania pensji pracowników. Po pewnym czasie, nie bez obaw i wątpliwości (za moją nawową) złożyła wymówienie, nie ukrywając powodu. Wymówienie zostało przyjęte, a właściciel nie robił trudności z praktycznie natychmiastowym odejściem.
Moja znajoma została zmuszona do podjęcia innej, niestety dużo gorszej i słabiej płatnej pracy w dużym sklepie odzieżowym (muszę przyznać, że w tym momencie zwątpiłem w skuteczność metody). Po pewnym czasie odnalazły ją tutaj dawne klientki, a po dwóch miesiącach właściciel butiku. Obroty w jego sklepie zmalały tak znacznie, że firmie groziła plajta. Stare klientki zniknęły, zniechęcone nieuprzejmą obsługą, a nowych nie przybywało. Właściciel prosił o powrót do sklepu i wszystko wskazywało, że zrozumiał swój błąd. Pozostało podjęcie decyzji: wracać czy nie, a jeżeli tak to jaką zaproponować stawkę.
Zaproponowałem zdecydować się na powrót, jeżeli prawdą było to, co kobieta powiedziała mi parę miesięcy wcześniej, że bardzo lubiła tamtą pracę i robiła sprzedaż za trzech pracowników. Warunek: za stawkę trzykrotnie wyższą, od tej jaką miała poprzednio. Proszę sobie wyobrazić, że właściciel nawet nie mrugnął okiem. Zzgodził się na ten warunek i z tego co wiem, bardzo mu się to opłaciło.
Zmiany nie są złe. Zawsze zdobędziecie nowe doświadczenie, może się czegoś nauczycie, może wam się spodoba. Nawet, jeśli zmiana okaże się nietrafiona, możemy ją zinterpretować na plus. Sukcesem może być także wniosek: „to nie dla mnie”. Dlatego każda zmiana, nawet ta, którą odbieramy jako nieudaną, może być rozwojem, jeśli tylko potrafimy z niej wyciągnąć wnioski na przyszłość. To właśnie nazywamy „uczeniem się na własnych błędach”.
Fot.:
Pixabay License
Obraz Monsterkoi z Pixabay